Nie mój świat.

21:41

W całej tej gonitwie, w całym pędzie i szumie obowiązków, lubię wśliznąć się nocą do ich pokoju i tak po prostu z matczyną czułością, popatrzyć jak śpią. Jak w beztroskiej niewiedzy wymykają się w inny świat... coraz bardziej mi obcy.
Te wystające spod kołder stopy, kiedyś mieściły się w dłoni, wydawało się wtedy, że tak będzie zawsze.
Moje małe dziewczynki, jeszcze niedawno byłam ich całym światem, dłonie ich wsparciem, głos ukojeniem... dziś, muszę podstępem przemycać im siebie (no dobra nie muszę, chce!).

Po porankach, z nad kubka kawy, w  gonitwie przed autobusowej , pomiędzy  "Weź kanapkę." a " Uczeszę Ci włosy." W dość desperackim geście, próbuję choć troszkę wepchnąć się w ich "buty".
Niby zwykłe pytania - Jak się spało?  Co Ci się śniło?-, a dają mi namiastkę i pewne poczucie współbycia  z nimi na tym innym poziomie.

 Coraz częściej celebruje czas, w którym jestem bez nich. Dla nich to całkiem naturalne, a ja potrzebowałam czasu, żeby te chwile przebrnąć bez myśli ..."Co u nich i Czy oby na pewno dają sobie same radę?.
Taki detoks "bez myśli" i rodzicielskiej pępowiny,  pozwala oswajać się z tym, co przecież każdego rodzica kiedyś dopadnie: wyfrunięcie z rodzinnego gniazdka i pełna samodzielność ich dzieci.

Najgorzej jest gdy są poza domem. Na tych swoich biwakach, pozadomowych, kilkudniowych noclegach.
Bo w wieczory, gdy tęsknie za ich krzykami, a poczucie lęku wypełnia  mnie po brzegi (a może to wzruszenie?) przelewając się czasem łzami na moje policzki, brak kontroli nad ich poczynaniami sprawia mi wręcz fizyczny ból.
Dlatego póki mogę korzystam ze sposobności: bycia z nimi,  zwykłej codziennej rozmowy, wspólnego posiłku przy stole i choćby małej czułości przed wyjściem do szkoły.( to ostatnie nie zawsze się  już udaje -niestety)

Doskonale pamiętam, gdy sama zostawiłam mój niebieski pokoik i wkroczyłam na zawsze w swój świat. Nie w głowie mi było, wczuwanie się w skórę moich rodziców. Teraz wiem, że  tęsknili, przecież dzwonili, pytali , chcieli jeszcze choć chwilkę pozostać w moim świecie, wiedzieć - co mi się śniło.
Sama się  przekonuję jak to jest...i odczuwam na własnej skórze rzucone jak ochłap matce, krótkie "Jest ok."
Jak "ok"? Tylko tyle? Z tych naszych wspólnych chwil, godzin, dni? Przecież, te czarne wibrujące oczęta i policzek przytulony do piersi w bezsenne noce (ich bezsenne) zdawały się mówić, bądź ze mną zawsze.
Fakt, chciałabym być w ich życiu  super bohaterką, która ratuje je z każdej opresji i jest na każde wezwanie. Ale wiem, że  to one muszą stać się swoimi bohaterkami, ja  będę patrzeć jak zakładają te obcisłe lajkrowe wdzianka i powstrzymam się:
od komentarzy, poprawiania tu i ówdzie, nawet gdy je mocniej zapije.

 Czas mija nieubłaganie i choć, ten dzień nie nadejdzie jutro, ani pojutrze , a w mej głowie gdzieś tam z tyłu ciągle słyszę ich niemowlęce  gaworzenie to najwyższa pora pogodzić się z faktem.
To już nie mój świat, nie moje buty.




foto:źródło

7 komentarzy:

  1. To Twój świat, Twoje buty - zawsze będą, tylko w innym znaczeniu, w innym wymiarze. Czas pędzi, dzieci rosną, ale i my się zmieniamy. To czego dziś się boimy - za kilka lat będzie dla nas zupełnie naturalne. Choć masz rację - trzeba doceniać każdą chwilę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. trochę mnie to wzruszyło, a trochę przeraziło. Nie chcę by córka mi tak szybko dorosła, a jakie to śmieszne, bo jeszcze parę lat temu sama chciałam być już "duża"..

    OdpowiedzUsuń
  3. niestety czas leci nieubłaganie szybko

    OdpowiedzUsuń
  4. Jakoś mnie łzy zapiekły pod powiekami:( . Mój Jasio za 3tyg będzie miał 2.5roku już teraz widzę,że to mały indywidualista jak go chcę wycałować i wypieszczochować to on ma inne sprawy na głowie a jak siadam w fotelu bądź przed laptopem nagle jest przy mnie i tuli się i całuje . Wykorzystuje to bo wiem,że pójdzie do szkoły i to już będzie "nie męskie" . Dzieci dorastają i idą w świat a rodzice ciągle tak samo kochają i tęsknią . Ja zawsze mówię do męża zadzwoń do mamy tak po prostu nie czekaj na niedzielę ona się ucieszy z telefonu i w środowy wieczór . Wiem,że kiedyś ja będę czekała na tel od syna . Ja dzwonię prawie codziennie do taty mam go 400km od siebie i chcę mu to jakoś wynagrodzić . Miłej niedzieli :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mireczko i ja to znam , mój Piotrek ma prawie 15 lat a niedawno był moim malutkim syneczkiem a i młodsi rosną jak na drożdżach .

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak smutno... Taka kolej rzeczy, ale nie da się na to przygotować, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety, czas mija i nie da się go zatrzymać. Jedno jest pewne - dziewczynki zawsze będą czuły Twoje wsparcie.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że poświęcasz swój cenny czas na napisanie tych kilku słów.
Dziękuję.

Obsługiwane przez usługę Blogger.